Usługa języka migowego

Sześć dni

grudnia 19, 2006

Otwarcie: 19.12.2006, godz. 18:00
20.12.2006 – 9.02.2007

Po wcześniejszych prezentacjach w Galerii Foksal zespołów prac Marka Chlandy: Hasta la muerte, (1996 rok); Kodeks Nadwiślański, (2003 rok); Pamiętniki Boga (fragmenty), (przełom lat 2004/2005); pokazujemy teraz grupę czterdziestu trzech obrazów podzielonych na sześć części, odpowiednio do nazw sześciu dni tygodnia w języku angielskim, tak jak strawestował je James Joyce, jako: „Moansday” – Dzień lamentu (siedem obrazów Chlandy); „Tearsday” – Dzień łez (siedem obrazów, w tym dwa dyptyki); „Wailsday” – Dzień żałości (siedem obrazów); „Thumpsday” – Dzień grzmotu (osiem obrazów, w tym dyptyk); „Frightday” – Dzień strachu (dziewięć obrazów); „Shatterday” – Dzień ruiny/zniweczenia (pięć obrazów). Słowom Joyce’a na nowo nazywającym kalendarz sześciu dni tygodnia, Chlanda nadał bliskoznaczne im polskie odpowiedniki, a równocześnie dla owych werbalnych znaczeń poszukiwał wizualnych analogii – wizerunków, jak mawia; wizerunków – zaakcentujmy to mocno – nie zaś wyobrażeń.

W udostępnionych Galerii Foksal notatkach towarzyszących precyzyjnemu planowi układu obrazów na ścianach jej przestrzeni wystawowej, autor pokazywanych tu malowideł zapisał cytowane poniżej we fragmencie rozważania:

(…)Pamiętasz to zdanie wydrukowane mniej więcej pośrodku strony 567 z grubej, granatowej książki? Jego fragment brzmiał: nowy kalendarz dni tygodnia: Moansday, Tearsday, Wailsday, Thumpsday, Frightday, Shatterday.Wówczas, tego smutnego lata 2005, tak, jak i owej smutnej zimy 1931-1932, do której nowy kalendarz się odnosił; wówczas chciałeś tylko jednego: znaleźć sekwencję wizerunków, które pozwolą twoim myślom, oczom i ręce okiełznać przerażenie wobec umierającego ciała.Abyś mógł przenieść ciężar życia na wagę życia tak abyś, kiedy dzień ogarnia zmierzch, mógł śpiewać, tańczyć i śmiać się.

Inna jeszcze, zapisana w tych notatkach uwaga może być uznana za wiążącą, a tyczy ona przekonania o widzeniu po omacku odrębnych porządków następstwa. To przekonanie wydaje się ujawniać powód, a też i metodę malowania przez Marka Chlandę wystawianych na przełomie 2006 i 2007 roku w Galerii Foksal obrazów składających się na jego całościowy (choć sfragmentaryzowany) wizerunek Sześciu dni – na obraz sześciu dni tygodnia w ich określonej (z pominięciem dnia siódmego) sekwencji, a zarazem na coś, co obrazuje wysiłek człowieka widzenia oraz unaoczniania odrębnych porządków następstwa.